Wielojęzyczność naszych dzieci
Nigdy nie miałam w planach bycia w związku z obcokrajowcem, a tymbardziej przeprowadzki do innego kraju, z dala od rodziny... ale... życie jest jednak nieprzewidywalne i tak jak mówi jedno z powiedzeń:
"Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach".
Tak i moje ścieżki życiowe przebiegły po zupełnie innym torze niż przypuszczałam. Po innym, co nie znaczy, że po gorszym.
Obecnie jestem szczęśliwą mamą dwójki brzdąców i mam kochającego partnera. I nie zamieniłabym tego za żadne skarby. Fakt, że mieszkamy w Niemczech i obydwoje jesteśmy imigrantami pochodzącymi z dwóch różnych krajów, sprawił, że nasze dzieci wychowują się w czterojęzycznym środowisku. Dlaczego w czterojęzycznym? Ponieważ ja, jako Polka, rozmawiam z moimi dziećmi po polsku, tata Peruwiańczyk - po hiszpańsku. A całe środowisko, w którym mieszkamy, panie i dzieci w przedszkolu - po niemiecku. Niestety mój hiszpański jest tak samo zły, jak Jeana polski, dlatego rozmawiamy ze sobą tylko po angielsku. Tym oto sposobem cztery języki na stałe zagościły u nas w domu.
Bianka, w wieku czterech lat, potrafi czynnie posługiwać się trzema językami. Polskim, hiszpańskim i niemieckim. Po polsku Bianka mówi "czyściutko", natomiast kiedy rozmawia z tatą po hiszpańsku, często wplątuje do rozmowy niemieckie słówka. Myślę, że jest to całkiem normalne. Spędzając od poniedziałku do piątku ok. 7h w przedszkolu, niemiecki język będzie dominować nad hiszpańskim, z którym ma do czynienia wieczorami, kiedy tata wraca z pracy oraz w weekendy. Natomiast zauważyłam, że po naszym wspólnym tygodniowym urlopie, kiedy Bianka nie była obecna w przedszkolu, a czas spędzała tylko w naszym towarzystwie, liczba niemieckich słówek w rozmowach z tatą zmalała. A co w takim razie z angielskim? Żaden z nas nie zwraca się bezpośrednio do naszych pociech w tym języku. Jest on zarezerwowany do rozmów na linii mama-tata. Bianka i Thiago biorą tylko bierny udział w tych rozmowach. Chociaż zdarza się, że córka pyta: "Mamo, a co powiedziałaś tatusiowi?" itp. I co ciekawe, Bianka z łatwością wyłapuje wyrazy lub proste zdania z naszych rozmów i je powtarza. W przyszłości nie powinna mieć kłopotów z nauką tego języka.
Generalnie istnieje zasada, która mówi, że aby zachować wielojęzyczność u dzieci, każdy z rodziców powinien zwracać się do swojego dziecka w swoim ojczystym języku. Ja pod tym względem jestem bardzo rystrykcyjna i staram się, aby Bianka mówiła ładnie po polsku. Ewentualne błędy poprawiam. Jeśli chodzi o Jeana, nie ma chłopak specjalnej presji na hiszpański. Tzn. zawsze zwraca się do Bianki w swoim języku, ale gdy ona odpowie mu po niemiecku, bądź wplącze do zdania niemieckie słówko, to on już jej nie poprawi. Co mnie doprowadza do szału. Bardzo mi zależy, żeby nasze dzieci mogły się bez problemów dogadywać z dziadkami, wujkami, ciotkami i kuzynami zarówno ze strony mamy jak i taty. Dlatego kiedy słyszę taką sytuację, sama, niczym taki "hitlerek" zwracam uwagę, mówiąc donośnym głosem: "ESPAÑol, POR FAVOR!". No cóż, tak już mam. Najważniejsze, że działa.
Nie wiem jak to będzie wszystko wyglądało z Thiago. Każde dziecko jest osobną indywidualnością i może inaczej sobie radzić z wielojęzycznością. Jednak liczę na to, że będzie mówić podobnie jak Bianka.
Dzięki temu, że moje ścieżki życiowe są inne niż planowałam, w bonusie, moje dzieci dostały niesamowitą możliwość poznania i przyswojenia naturalnie kilku języków i kultur naraz.
Jak to u Was wygląda? Macie podobne doświadczenia?


Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania :)