Mama i córka w obcym mieście
Do Drezna przeprowadziłam się pod koniec 2015 roku. Jest to atrakcyjne, historyczne miasto o wspaniałej architekturze. Mnie osobiście klimatem przypomina miejscami Kraków. Najpiękniejsze niemieckie miasto, nazywane barokową Florecją, gdzie w 2014 roku statystycznie narodziło się najwięcej dzieci w całych Niemczech.
W związku z tym jest to miejsce przyjazne dzieciom oraz rodzinom, ale jest jedno ale... znalezienie miejsca w żłobku tudzież w przedszkolu w swojej okolicy, graniczy z cudem. Nowonarodzone dzieci, już w pierwszych dniach życia, wpisywane są przez swoich rodziców na listę, na internetowej platformie, do kilku placówek w nadziei, że gdzieś znajdzie się miejsce dla ich potomka. Rozpoczyna się prawdziwy wyścig szczurów! :)
Bianka miała dwa latka kiedy zamieszkaliśmy w Niemczech. Wszystkie przedszkola, do których się zgłosiliśmy miały oczywiście full - taka niespodzianka ;) W takiej sytuacji do akcji wkroczył Ratusz. Panie urzędniczki prześwietliły w mig wszystkie placówki w mieście i...ding dong... jest wolne miejsce! Sukces! Co prawda oddalone pół godziny drogi tramwajem od naszego miejsca zamieszkania, ale jest!
Początki w nowym żłobku były trudne. Nowe otoczenie, nowy, całkiem niezrozumiały, strasznie i dziwnie brzmiący dla dwulatki (i nie tylko) język. Adaptacja trwała około półtora miesiąca, pełna łez zarówno córki jak i moich. Absolutnie mocne przeżycie. Na szczęście to już za nami. Teraz Bianka radzi sobie znakomicie. Niemiecki stał się dla niej intuicyjny i nie taki straszny. Rozmawia w języku niemieckim z dziećmi i paniami w przedszkolu, a czego nie potrafi powiedzieć po niemiecku, dopowiada w języku polskim :)




Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania :)