Los banditos!

Noc. Błogi sen przerywany co jakiś czas przez małego, ponad półmetrowego grubaska. Wstaję, podchodzę do łóżeczka, biorę go na ręce i dostawiam do piersi. Młody je, kończy, idzie spać a ja czmycham wnet pod cieplutką kołdrę i oddaję się z powrotem w objęcia Morfeusza. Mijają kolejne minuty a z drugiego pokoju słyszę jakięś jęki. Bianka. Otwieram oczy. Czekam i nasłuchuję. Śpi czy nie śpi? Jeszcze tylko kilka małych skomleń i cisza. Uff... śpi. Coś jej się śniło. Zamykam oczy. Mogę śmiało kontynuuować sen. Znowu coś mnie budzi. To alarm w telefonie, radośnie grający i bzyczący - "Mamucha! Wstawaj!" - FAK to już? Przecież dopiero co się kładłam spać. Podnoszę telefon z podłogi i moim zaspanym oczom ukazuje się godzina 6:15. Wyłączam alarm. "Jeszcze pięć minut". Magiczne pięć minut, które swoją drogą robią niezłe cuda z ludzkim organizmem! Voila! Po pięciu minutach w końcu wstaję. Idę się ogarnąć do łazienki, następnie szykuję juniora. Gdy zegar wybija siódmą, idę budzić pierworodną. I wtedy zaczyna się istny armagedon. Bianka nienawidzi pobudek. Zwelczenie księżniczki z łóżka to nie lada wyczyn. Ryk, płacz i zgrzytanie zębów. Zawsze w tym momencie współczuję moim sąsiadom. W sumie to się dziwię, że nikt nie zadzwonił jeszcze na policję, słysząc każdego poranka taki jazgot. GOOD MORNIG chciałoby się rzec. Po wyjściu z domu czeka nas podróż tramwajem, podczas której Bianka musi przedstawić mi 1000 powodów dlaczego nie powinna iść dzisiaj do przedszkola. Musi steroryzować mamę w miejscu publicznym, odmawiając współpracy. Gdy młoda w końcu ulokowana jest bezpiecznie w przedszkolu, ja z Thiago, w drodze powrotnej do domu, robimy zakupy spożywcze. W domu koło godziny 9, mogę zabrać się spokojnie za śniadanie. Jej... nareszcie mogę zaspokoić mój burczący i domagający się jedzenia brzuch. A co najważniejsze mogę napić się kawy! Pierwsza, upragniona dawka kofeiny.




Thiago coraz mniej śpi w ciągu dnia i wymaga coraz więcej atencji. Zabawa na macie szybko go nudzi a u mamy na rączkach najlepiej przecież widzi się świat. Oplata mnie swoimi łapkami niczym miś koala drzewo eukaliptusowe. "Tylko sobie matka nie siadaj za długo, bo przecież potrzebuję bujania, huśtania, tańczenia i śpiewania aż nie padnę". I padł. A ja mam chwilkę dla siebie bądź na ogarnięcie na szybko domu. Wybór w cale nie jest taki prosty. I tak w kółko. Play, eat, sleep, repeat!  Dopóki nie nadejdzie pora na odebranie Bianci z przedszkola. Następnie, jeśli pogoda dopisuje, idziemy wszyscy razem na plac zabaw, gdzie mój mały szogun może się jeszcze wyszaleć. Pora do domu. Szybki obiad i już odliczam godziny do wybicia 19:00, po której tata wraca do domu, a dzieci powoli robią się zmęczone. Przynajmniej Thiago. Podaję mu kaszkę, myję go, przebieram w piżamkę i kładę do łóżeczka, w którym zazwyczaj pięknie zasypia. Chociaż jeden z głowy. Mała terrorystka ciągle na chodzie. Kolacja zjedzona, dziecko umyte, ale ciągle łóżko omijane jest przez nią szerokim łukiem. Dochodzi do szantażu. Jeśli się nie położy, to jej nie poczytam bajki na dobranoc. Czasem skutkuje i młoda daje nura pod kołdrę. Zależy od dnia, humoru i stopnia zmęczenia małej agentki. W ciągu całego dnia pobytu z dziecięcym gangiem, głowa odpada ze zmęczenia. Są momenty, że trzeba się wyłączyć kompletnie, choćby na te pięć minut, bo można oszaleć od nadmiaru decybeli. 
Dzieci są jak mafia. Raz się zdecydujesz i już nie masz wyjścia. Przyjmujesz je wraz ze wszystkimi konsekwencjami. Mali gangsterzy przejmują kontrolę nad Twoim życiem. 24 godziny na dobę jesteś do ich dyspozycji. Nie ma, że boli. Śmierdzący i gówniany biznes. Dosłownie. Szczególnie przez pierwszych 12 miesięcy po pojawieniu się kolejnego członka w mafijnej rodzinie :) Próba sił i charakterów. Słodkie buźki z okrutnym charakterkiem, od których się uzależniasz. Niby masz dość a chcesz więcej, i więciej. Przesiąkasz małymi mafiosami, a gdy ich nie ma w pobliżu to o nich myślisz. Nie da się od tego uciec. Każdego dnia Twój dom wygląda jakby odtwarzano w nim bitwę pod Grunwaldem, ale to Cię nie zraża. Stawiasz czoła małym buntownikom, a walka rodzic-dziecko cały czas trwa. A to dopiero początek... :)

      

      

Komentarze

Popularne posty