Pięć rzeczy, których nie znajdziesz u mnie w domu
Są rzeczy, które teoretycznie powinny znajdować się w każdym gospodarstwie domowym. Pomagają w codziennych czynnościach oraz ułatwiają bądź umilają życie domownikom.
U mnie brakuje niektórych z nich. Nie wiem czy są to rzeczy pierwszej potrzeby? Raczej nie. Ale zobczcie jak u mnie prezentuje się ta lista. Na pierwszym miejscu znajduje się:
1. Żelazko.
Tak. Nie posiadam w domu żelazka. Nie prasuję w ogóle ubrań ani swoich, ani moich dzieci. Czemu? Bo jesteśmy eko i oszczędzamy na prądzie (żart). Szczerze powiedziawszy to nie wiem dlaczego jeszcze się nie zaopatrzyliśmy w ten super sprzęt, ale od kiedy pamiętam to nie prasuję swoich ciuchów i chyba tak już zostało. Jazda na deseczce ze stosem ubrań. Twarz zagubiona w chmurze pary. Duszno, gorąco, ledwo można oddech złapać. Dodaj do tego lato i 30 stopni za oknem. Nie, to nie dla mnie. Tyle z tym kłopotu i totalna strata czasu... chociaż naciskanie na guziczek w żelazku z parą jest czadowe! ;) Buch, buch... Jednak zdarzyła się taka sytuacja, kiedy żelazko było nam potrzebne na cito. Trzeba było zrobić prasowankę, na worek do przedszkola dla córki (tak mnie panie przedszkolanki wzięły z zaskoczenia). Na szczęście udało nam się na szybko ogarnąć jakieś żelazko od znajomych. Troszkę dziwnie to może brzmiało - Hej, pożyczysz nam żelazko? Bo wiesz, nie mamy. No cóż, jak widać nie tylko szklankę cukru można pożyczyć ;)
Ale zaraz, zaraz... chwileczka! Mam przecież żelazko! Nawet w komplecie z deseczką i wieszaczkami. Taki sprzęcior. Za całe pięć euraczy...plastikowe, mojej córki :)
Kolejną rzeczą jest:
2. Wałek do ciasta.
Hmm... nie wiem czy to coś bardzo istotnego w kuchni, ale go nie mam. W sumie brak tego przedmiotu u mnie w domu zauważyłam dopiero na Święta Bożego Narodzenia, kiedy z Bianką miałyśmy piec kruche ciasteczka. Matka szczęśliwa i dumna, że może przyszpanować swojej trzylatce jak się robi ciasteczka, a tu takie rozczarowanie. No cóż... jest XXI wiek, mnóstwo sklepów wokół, więc szbciutko zbiegam na dół, lecę do najbliższego marketu, w nadziei, że znajdę jakiś super wałeczek... No i wałek. Nic nie ma... I co ja teraz powiem mojemu dziecku... że nie zrobimy ciasteczek? Nie, nie... już się nakręciłam... Szukałam i szukałam, aż w końcu w jednym ze sklepów znalazłam to! ↓
Wypas no nie?! Co ja się tym nawałkowałam... to głowa mała... ale się udało!
Numer trzy to:
3. Pilniczek do paznokci.
Dobra, skłamałam. Już mam. Kupiłam jakiś miesiąc temu, ale ciągle jest jeszcze zapakowany. W sumie nawet nie wiem gdzie go położyłam... Tym razem o braku tego przedmiotu uświadomiła mnie nasza znajoma, której ułamał się paznokieć. - Marzena pożycz mi pilniczek bo mi się paznokieć ułamał i zahaczam. - Yyy... nie mam! Szit! Jak można nie mieć pilniczka do paznokci. Jestem przecież kobietą, staram się dbać o siebie, maluję się itd. itp. Ale te cholerne paznokcie... ani pilniczka ani lakieru... zawsze sauté. Dobrze, że je w ogóle obcinam ;) Hybrydy to na oczy nie widziały. W ogóle ja chyba tak do końca nie ogarniam o co chodzi z tą hybrydą. Jakiś kosmos! :)
4. Maszyna do szycia.
Okay, okay. Możliwe, że większa część ludności jej nie posiada. Ale ja nawet nie mam zestawu do szycia. W spadku, na wychodnym od mamy dostałam dwie szpulki nici. Białą i czarną plus trzy igiełki! To wszystko co mam. Nie lubię szyć na równi z prasowaniem i myciem garów! Taka ze mnie pani domu :D O włóczkach, mulinach, drutach i innych czarach można zapomnieć. Chociaż jako małe dziecko, umiałam i lubiłam dziergać! Nawet zrobiłam szalik. Ale to było ze sto lat temu. Podobno szycie odpręża. U mnie działa jak płachta na byka.
Stawkę zamyka piąteczka, a w niej:
5. Kwiaty.
Nad czym ubolewam. To znaczy kiedyś były, pewnie, że były. Ale zdechły. Piękny storczyk, który się jako tako trzymał, wyzionął ducha i zostały mi dwa przecudnej urody patyczki w kuchni. Nie mam jakoś ręki do kwiatów. A to się zapomni podlać, a to się za dużo wleje (bo z Bianki jest mała ogrodniczka i lubi z konewką latać po domu). I takim sposobem zakatowaliśmy nasze kwiaty. Chociaż planuję to zmienić. Właściciel kamienicy, w której mieszkamy "zafundował" mieszkańcom niespodziankę i dorobiono nam balkony. Ładna, około 3m² przestrzeń do wykorzystania. Chcę się pobawić troszeczkę w Maję w ogrodzie i jakoś ten balkon ładnie kwiatami ozdobić. Może mi się to uda! Trzymajcie kciuki! ;)
Miłego dnia :*




Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszam do komentowania :)